Wszelkie prawa zastrzeżone © Mirosław D'ghy Ambroziak



wtorek, 9 lutego 2010

Don Djammstaff


Prawie dwugodzinne przedstawienie operowe przygotowane przez studentów Akademii Śpiewu w Reykjaviku, w którym fabularnym pretekstem do połączenia Wagnera z Bizetem, Mozarta z Händlem czy Czajkowskiego z Verdim staje się opowieść o pewnym wampirze imieniem Don Djammstaff. Rzecz bez głębszego przesłania acz przedstawiona z wdziękiem, dała się słuchać i oglądać z przyjemnością, mimo instrumentarium ograniczonego do absolutnego minimum czyli jednego fortepianu, na którym zagrała Hrönn Þráinsdóttir. Całość pod muzycznym kierownictwem Garðara Cortesa wyreżyserowała Sibille Köll. Zdjęcia zrobiłem podczas drugiego i zarazem ostatniego spektaklu, który odbył się w więcej niż kameralnej Íslenska Óperan w sobotę 6-go lutego 2010 roku.


Tercet z opery "Carmen" Bizeta. Na drugim planie tytułowa Carmen (Þorgerður Lilja Björnsdóttir) i atakujący ją Il Commendatore (Bragi Jónsson).

Ásdís Björg Gestsdóttir jako Frasquita oraz Una Dóra Þorbjörnsdóttir w roli Mercedes.

Otto Nicolai - "Die lustigen Weiber von Windsor". Frau Reich (Karin Bjorg Þorbjörnsdóttir) z kwieciem we włosach oraz Frau Fluth (Vala S. Guðmundsdóttir Yates) na drugim planie.

Od lewej: Björg Pétursdóttir (Filipiewna) i Magdalena Kullas (Łarina). "Eugeniusz Oniegin" Czajkowskiego.

Bald prangt den Morgen zu verkünden... W białej sukni Fjóla Kristín Bragadóttir jako Pamina - "Czarodziejski flet" Mozarta.

Cwał Walkirii czyli listy miłosne Don Djammstaffa podarte na strzępy... Richard Wagner, "Die Walküre".

María Vigdís Kjartansdóttir jako wampirzyca Aletta. Georg Friedrich Händel, "Alcina"

Andri Björn Róbertsson jako Don Djammstaff. "Don Giovanni" Mozarta.

"Wesołe kumoszki z Windsoru" po raz drugi czyli wielki finał zwieńczony szczęśliwym nowonarodzeniem Djammstaffa.

Szatnia w czasie antraktu - Don Djammstaff z bliska zupełnie jak martwy.

Wszystkie zdjęcia tradycyjnie do powiększenia kliknięciem :)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzien dobry, gratuluje swietnego bloga i zdjec. Rowniez bylam na tym przedstawieniu, ktory urzekl mnie niesamowicie. Zycze kolejnych udanych podbojow fotograficznych...
Edyta

Sławomir Jerzy pisze...

Stryju!

Podziwiam Cię. Sama obecność na operze (z akcentem na "o") jest dużym wyzwaniem, a na operze po islandzku, to oznaka prawdziwego męstwa:)

Zdjęcia w arcyciekawych ujęciach, pozazdraszczam!

A podobają Ci się moje sopelki z Koszalina?

Sławomir Jerzy pisze...

Miałem na myśli obecność "w" operze, a nie "na"...

Ale to takie tam...

Anonimowy pisze...

Czesc Mirku,

Fajny artykul, milo sie czyta, dzieki za niego i za Wasza obecnosc na przedstawieniu. To Ty jestes stryjem znak zapytania. Nic mi nie mowiles na ten temat...

Nie wiem gdzie znajde znak zapytania na islandzkiej klawiaturze.

Pozdrawiam,
Larina