Wszelkie prawa zastrzeżone © Mirosław D'ghy Ambroziak



sobota, 9 marca 2013

W zamieci

Jeszcze kilka dni temu kwitły krokusy i radośnie ćwierkały ptaki... zima jednak, w zdecydowany sposób postanowiła upomnieć się o swoje miejsce. Rankiem 6 marca, mimo panującej już od kilku godzin śnieżycy, ludzie jak zwykle wyruszyli do pracy. Nikt jednak nie spodziewał się, że pogoda może pogorszyć się tak bardzo, by doprowadzić w ciągu trzech godzin do całkowitego paraliżu komunikacyjnego miasta.

Gdy widoczność spadła poniżej 5 metrów, na samej tylko Vesturlandsvegur już o 9 rano naliczono około tysiąca samochodów, które utknęły na wiele godzin w gigantycznym korku. Na Hafnarfjarðarvegur, innej z głównych ulic aglomeracji stołecznej, doszło do poważnego karambolu, w którym zderzyło się ze sobą ponad 20 aut. Ci którym udało się uniknąć kraksy czy uwięzienia w jednym z dziesiątków ulicznych korków, grzęźli we wszechobecnych śnieżnych zaspach.

W trudnej sytuacji znaleźli się również ludzie, którzy wyjeżdżając z domów skorzystali z komunikacji miejskiej. O 10.30 kursy autobusów na wszystkich liniach zostały zawieszone do odwołania. Udało się je wznowić dopiero w późnych godzinach popołudniowych. Działalność zawiesiły również taksówki. Wyczekujący na przystankach autobusowych nieszczęśnicy, mogli liczyć już tylko na współczucie kierowców przypadkowych i coraz rzadziej jeżdżących samochodów.

Telefon alarmowy przeżywał prawdziwe oblężenie - w ciągu dnia odnotowano aż 2700 połączeń. Tysiące osób nie dotarło do pracy. Wiele z nich, zgodnie ze wskazówkami przekazywanymi za pośrednictwem mediów, nie próbowało zresztą nawet opuścić swoich domów. Ludzi, którzy zostali uwięzieni w samochodach wraz z dziećmi proszono przez radio o kontakt z numerem 112, tak by ratownicy mogli dostarczyć im jedzenie i picie.

Mimo mobilizacji wszystkich służb, z grupą saperską włącznie, sytuację udało się opanować dopiero pod koniec dnia, i to tylko dlatego, że wiatr zaczął tracić na sile. Uliczne pobojowisko jeszcze przez długie godziny po ustaniu nawałnicy przypominało o zmaganiach z zamiecią, jakiej według wielu mieszkańców Reykjaviku dotąd w stolicy nie widziano.

Zdjęcia: 06.03.2013 Kópavogur ok.13.00


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Trochę to dziwne, bo zamieć widoczna na zdjęciach jest igraszką w stosunku do tego, co w tym roku wydarzyło się na Słowacji i w południowej Polsce. A kierowcy na Islandii mają przecież komfort jeżdżenia z kolcami. Widać, że służby drogowe na wyspie mają jeszcze sporo do odrobienia

d'ghy pisze...

Problemem na pewno był bardzo silny wiatr, który ubijał śnieg punktowo w twarde i zwarte zaspy, najczęściej na zjazdach i w wąskich osiedlowych ulicach, którymi właśnie jeżdżą autobusy komunikacji miejskiej. Rano, czego rzeczywiście nie ma zdjęciach gdyż zostały zrobione wczesnym popołudniem, widoczność była naprawdę bardzo słaba. Przemierzając Kópavogur faktycznie nie miałem wrażenienia, że sytuacja jest jakoś szczególnie dramatyczna. Informacje, które znalazły się w opisach pod zdjęciami, zaczerpnąłem z portalu vísir.is oraz z wieczornego wydania telewizyjnych wiadomości. Co do kolców na oponach, to nie zapewniają one jazdy, jak po "czarnym asfalcie", a jedynie zwiększają przyczepność umożliwiając poruszanie się po mocno oblodzonej jezdni. Poza tym wielu kierowców używa tu opon uniwersalnych lub zimowych bez kolców.