Wszelkie prawa zastrzeżone © Mirosław D'ghy Ambroziak



poniedziałek, 16 lutego 2009

Kran w porcie

Islandczycy nie szanują wody. Jest dostępna w nadmiarze, tania, a przy okazji niezwykle czysta (stąd też niepopularność mineralnej w sklepach - ludzie mają ją po prostu w każdym kranie).

Przed dwoma laty, a było to gdzieś w okolicy kwietnia, z pękniętego węża ręcznej myjki na wioskowej stacji benzynowej zaczęła lać się woda. I to wcale nie symbolicznym strumyczkiem. Podejrzewam, że w ciągu minuty udałoby się napełnić nią bez problemu średniej wielkości czajnik. Mijałem ten wąż codziennie w drodze do pracy, miesiąc za miesiącem, a on wciąż ciekł. Zainteresował się nim ktoś dopiero wówczas, gdy nadeszła zima.

Portowy kran więc nie jest tu żadnym wyjątkiem. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że jest zepsuty od miesięcy i zwyczajnie zakręcić się nie da. Nikt widząc taki obrazek raczej nie pomyśli o kosztach. A już na pewno nie o usychających z pragnienia Etiopczykach, którzy niechybnie dali by wiele za możliwość teleportacji kranu do siebie.



Brak komentarzy: